środa, 10 kwietnia 2013

Miłosierdzie Boże w naszym ostatnim tchnieniu - świadectwo

Moja Babcia trafiła do szpitala. Po badaniach lekarze stwierdzili u niej nowotwór i przewidywali długie miesiące cierpienia. Wprawdzie Babcia nic o tej diagnozie nie wiedziała, liczyła się jednak z tym, że z każdym momentem jest coraz bliżej przejścia na tamtą stronę. Zawsze była przygotowana na śmierć, zresztą „ćwiczyła” nas w tym wiele razy. Wielokrotnie, będąc w szpitalu czy też u nas, stawiała wszystkich na nogi, gdyż wydawało się Jej, że to już ten moment, że już umiera. Kiedy jednak przychodził do Niej Pan Jezus i otrzymywała sakrament chorych, wszystko wracało w cudowny, zadziwiający sposób do normalności. Tak było przez 3 – 4 lata.

W dzień, w którym odeszła do Pana, nic właściwie nie wskazywało, że to już ten czas przejścia na drugi brzeg. Akurat tego dnia miałam wyznaczoną wizytę w szpitalu. Jak zwykle, prowadząc samochód, po drodze się modliłam. Odmówiłam różaniec, ofiarowując te modlitwy między innymi za Babcię. Dotarłam do szpitala, niczego nie przeczuwając. Czekając na wizytę u lekarza, wyjęłam z torebki książkę i by nie tracić czasu, zaczęłam czytać. Po przeczytaniu pierwszej strony nagle poczułam niechęć do lektury, tak jakby czytanie w tym momencie było niestosowne, a na usta zaczęły mi się cisnąć słowa: „Jezu, ufam Tobie”.
Pomyślałam, że być może akurat w tym momencie tu w szpitalu ktoś umiera. Zmówiłam koronkę, potem dziesiątek różańca. Przez głowę przemknęła mi myśl o czyimś śmiertelnym lęku. Prosiłam o pokój dla tej duszy i w tej chwili przyszła moja kolej, by wejść do gabinetu lekarza. (...) Po wyjściu ze szpitala dostałam telefon, że właśnie przed chwilą, o godz. 15.00, odeszła Babcia. Zrobiła to tym razem po cichutku, nikomu nic nie mówiąc. (Ale czy tak do końca, nikomu nic nie mówiąc? Jestem przekonana, że tam, w szpitalu, Ona była przy mnie, prosząc, by towarzyszyć Jej modlitwą w tym najtrudniejszym dla każdego z nas momencie – momencie wielkiej samotności, ale też i pięknego spotkania z tym, co dotychczas było niewidzialne). Umarła na rękach mojej Mamy.
Wiem, jestem o tym przekonana, że zarówno już w samochodzie, jak i na szpitalnym korytarzu towarzyszyła mi dusza mojej Babci, prosząc o modlitwę. Czyż Pan Bóg nie jest wspaniały i pełen miłosierdzia, przyjmując Ją do siebie właśnie w tym czasie? Śmierć dla każdej i każdego z nas jest wielką tajemnicą, choć jej rąbek uchylił nam Pan Jezus w objawieniach mistyków. Dzięki temu łatwiej jest nam wczuć się w stan ducha osoby przechodzącej do wieczności i zrozumieć, jak doniosły jest to moment.
Każde odejście kogoś z tego świata skłania nas do refleksji nad własną śmiercią. Kiedy to będzie, któż to wie? Na pewno kiedyś ten moment nastanie i lepiej być do niego dobrze przygotowanym, przeżywając każdy dzień tak, jakby był ostatnim w naszym życiu. Sam Pan Jezus udzielił nam rady, jak to zrobić, jak żyć, by wieczność należała do nas: „Czuwajcie i módlcie się, bo nie znacie dnia ani godziny” (por. Mt 25, 13)...

Miłujcie się! 2/2009 » Miłosierdzie Boże »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz